piątek, 19 kwietnia 2013

Etap III – Nie poddawaj się!


Brak motywacji – ta 'przypadłość' najczęściej dotyka osoby na diecie. W moim przypadku nie było inaczej. Ważąc 119 kg nie mogłam liczyć na lawinę komplementów, nawet kiedy straciłam 20 kg, co z tego, że zeszłam wreszcie do 2 cyferek, skoro dalej wyglądałam, po prostu jak grubas. Owszem, miałam ogromne wsparcie ze strony rodziny, ale większą część dnia spędzałam w szkole, a tam o wyrozumiałość naprawdę ciężko.

Postanowiłam znaleźć sobie jakieś zajęcie po szkole, wprawdzie chodziłam raz w tygodniu na zajęcia teatralne, ale to nie wystarczało. Zaczęłam rozdawać ulotki, prawie codziennie po szkole przez 2 do 3 godzin. W sumie nic skomplikowanego, ale była zima, po 3 tygodniach okazało się, że stanie na mrozie nie jest dobre dla mojej skóry i znów pojawiła się egzema. Najgorsze przyszło jednak później, tabletki zupełnie przestały działać i skóra zaczęła pękać nawet na stopach. Zwykły prysznic zamienił się w koszmar, a każdy krok był niezwykle bolesny.

Znów dostałam 'magiczny' zastrzyk. Oczywiście zdziałał cuda! Ale przez następne dwa tygodnie walczyłam z nieograniczonym apetytem. Przestałam nawet chodzić do szkoły (dostałam od lekarza zwolnienie na własną prośbę), bałam się że pieniądze na bilet wydam na 'kanapeczki' – wiecie jak jest. Kanapki zrobione przez ' Panią ze sklepiku' są najlepsze, oczywiście zmajstrowane ze świeżej białej buły z toną majonezu i żółtego sera. Delicje! Na samo wspomnienie ich smaku aż mi 'ślinka cieknie'. :)

Jeden problem z głowy, ale w domu wcale nie było tak kolorowo. Mama zaczęła mówić słynne ' jeden ziemniaczek Ci nie zaszkodzi, jesteś chora musisz o siebie dbać' – itp.
W naszej lodówce nigdy nie brakowało jedzenia, tato pracował przy budowie domu, więc musiał mieć 'konkretne jedzonko' po pracy. A ja miałam w brzuchu rewolucję! Warczało, burczało i trzeszczało. Próbowałam sałatek, zbóż, bakalii, płatków, warzyw i owoców, ale to nie dawało mi uczucia sytości.

Znów przyszła pora na pytanie do wujka Google i cioci Wikipedii. Spędziłam przed komputerem cały dzień (dosłownie cały dzień), znalazłam milion magicznych specyfików, tabletek – dających uczucie sytości, odchudzających, spalających tłuszcz i (o zgrozo!) przeczyszczających. Wspaniałych jagódek, malinek, ziarenek i naparów. Muszę tutaj podkreślić, że nie wierzę w te 'przereklamowane' środki odchudzające, więc byłam trochę zawiedziona informacjami jakie znalazłam w necie. Myślałam, że są jakieś suplementy w normalnej cenie, nie tyle odchudzające bo nic samo w sobie nie odchudza, szukałam raczej czegoś co 'zatka' mnie na jakiś czas i będę mogła przetrwać te 2 tygodnie bez przybierania na wadze.

Następnego dnia owinęłam stopy w gazę i bandaże, założyłam 2 pary skarpet i buty ojca ( w swoje trampki się nie mieściłam, miałam strasznie spuchnięte nogi), po czym wyszłam do zielarni. Tam bardzo miłe panie znów zaczęły mi przedstawiać wszystko to co dzień wcześniej znalazłam w googlach. Uparłam się, że nie chce żadnych tabletek i ziarenek. W końcu kiedy zobaczyły, że naprawdę nie będę wspierała wielkich koncernów zarabiających krocie na produktach, które nie działają wcale, albo ledwo działają. Pokazały mi błonnik, nie jakiś super proszek z milionem dodatków, czysty błonnik, który w składzie miał napisane – mielona łupina nasienna babki jajowatej – 100%. Kupiłam pudełeczko 200g za 14,50 i zadowolona pokuśtykałam do domu.



Teraz ma zmienione opakowanie, ale jeżeli jest na nim napisane BŁONNIK 90 możecie być pewni, że to ten sam produkt.

Odchudzanie

Jak schudnąć

Jak schudłam

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nie linkuj proszę do swojego bloga :) Każdy zainteresowany i tak go znajdzie :)