Przynajmniej dla mnie, bo moja wspaniałą śliwka nie ma już na sobie ani jednego owocka :(
Jedyne co mi po niej zostało to słoiczki powideł, ale tym razem robionych z myślą o mnie.
Wprawdzie smażenie/gotowanie powideł zawsze mnie przeraża ze względu na długie godziny ich gotowania, ale postanowiłam zrobić sobie eksperyment.
Otóż dodałam do nich jedynie 3 łyżki cukru, dla zagęszczenia dodałam mielony len i błonnik pszenny aromatyzowany jabłkiem, oraz 5 łyżek otrębów. No i prawie bym zapomniała 2 łyżki kakao.
Słoiczków wyszło prawie 10 :) No dokładniej 9 i pół, po 3 dniach postanowiłam spróbować tą marną 'połówkę' i co stwierdzam? Są pyszne! A mając świadomość, że jest w nich tyle dobroci dla zdrowego trawienia mam wrażenie, że smakują jeszcze lepiej.
Do tej pory spróbowało ich 5 osób i nikt zupełnie nie czuje różnicy, wszyscy myślą, że to zwyczajne powidła z toną cukru i z samych śliwek. Dochodzę więc do prostego wniosku, od dzisiaj do zagęszczania potraw mogę spokojnie stosować mielony len, który bardzo pozytywnie wpływa na równowagę hormonalną ponieważ zawiera lignany.
"...lignany (klasa estrogenów) jako naturalne sterole z powodu swojej budowy wiążą nadmiar estrogenów w organizmie i potrafią ustabilizować ich poziom. Lignany stanowią składnik ścian komórkowych i są uwalniane w wyniku działania bakterii jelitowych..."
Zastanawiam się tylko jak zrobić niskokaloryczne naleśniki z tymi powidełkami, chciałabym zrobić je bez jajek, wiem że są one niezbędne do otrzymania odpowiedniej konsystencji ciasta, ale może zna ktoś jakiś inny (mniej zwierzęcy) produkt, który zwiąże odpowiednio składniki?