Co znalazło się na pierwszej liście
?
- białe pieczywo
- wszystkie mączne produkty
- ciemne pieczywo (jadłam i jem jedynie pełnoziarniste)
- makarony
- ryże
- tłuszcze (smalce, oleje, margaryny)
- mięso (nie był to najlepszy pomysł ale o tym później)
- sery żółte i topione
- ziemniaki
- napoje gazowane i pseudo soki
- słodycze ( Boże! Jak to bolało)
- banany (kolejny zły pomysł)
To miały być podstawy mojej diety,
niestety bardzo szybko przekonałam się, że samo wyeliminowanie
części produktów nie pomoże, wręcz przeciwnie zaszkodzi.
Należało znaleźć zastępstwo dla większości z nich, ale gdzie?
Przecież właśnie na mące, tłuszczach, mięsie i ziemniakach
bazowała moja dieta przez całe życie. Kolejne godziny szperania w
necie i zapoznawania się ze składnikami odżywczymi i
kalorycznością pokarmów dały mi jako taki pogląd na sprawę
jedzenia. Zastąpiłam białe i ciemne pieczywo, tym pełnoziarnistym
i ryżowymi waflami (wersja slim- są cieniutkie a szt ma tylko 19
kalorii).
Dobrą alternatywą dla ryżu i
makaronu okazały się kasze, zwłaszcza gryczana, jaglana i kuskus.
Chociaż nigdy nie byłam wielką fanką kaszy, przekonałam się, że
dobrze przyprawiona jest naprawdę pyszna. Można je łączyć z
warzywami w dowolny sposób.
Jak wyglądała sprawa tłuszczy? Na
początku zamiast tych popularnych w Polskiej kuchni używałam oliwy
z pierwszego tłoczenia ( była trochę nie na moją kieszeń, ale
używa się jej naprawdę odrobinkę), później kupiłam również
olej kokosowy.
Mięsa nie jadłam wcale, i to przez
kilka lat. Takie rozwiązanie wcale nie sprzyja odchudzaniu, ale
nieświadoma konsekwencji, odstawiłam je zupełnie. Teraz wiem, że
jedzenie pieczonego lub gotowanego drobiu wpływa korzystnie na
organizm, zwłaszcza w czasie stosowania diety odchudzającej. Ale
jak to mówią ' mądry Polak po szkodzie' :)
Sery żółte i topione, były od
zawsze nieodłącznym elementem moich kanapeczek, nie sposób opisać
jak ogromne było moje zaskoczenie kiedy okazało się, że kanapka z
chudym twarogiem, serkiem grani czy po prostu sałatą i pomidorem
jest sto razy smaczniejsza! - Tak, moja mama zawsze uczyła mnie
jeść 'po Polsku'.
Napoje i pseudo soki odstawiłam
zupełnie, w ich miejsce pojawiły się woda , DUŻO WODY, domowe
soki z sezonowych warzyw i owoców, różnego rodzaju herbaty,
zielona, czerwona i biała.
Słodycze... każdy człowiek starający
się stracić kilogramy, bez względu na to czy mowa o kilku,
kilkunastu czy kilkudziesięciu, cierpi z powodu bana na słodycze.
Osobiście, przez pierwszy miesiąc diety trzymałam się tego
postanowienia i nie jadłam słodyczy pod żadną postacią. Dni
mijały, kilogramy spadały ale ochota na słodycze rosła, więc
kiedy moja kondycja poprawiła się na tyle, że mogłam wykonywać
pewne ćwiczenia (przede wszystkim była to 'jazda' na orbitreku)
starałam się odrabiać straty. W sytuacji kiedy nie mogłam sobie
odmówić, a takich było, jest i będzie naprawdę dużo, zjadałam
ten smakołyk aby następnego dnia ćwiczyć pół godziny dłużej.
Beauty knows no pain !!
Ten ostatni punkt jakim są banany,
bardzo szybko pojawił się ponownie w mojej diecie. Oczywiście nie
jadłam ich często, ale lepszy banan od batonika prawda?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Nie linkuj proszę do swojego bloga :) Każdy zainteresowany i tak go znajdzie :)