Nieodchudzająco – Czyli luźne
przemyślenia o wynajmowaniu mieszkania.
Witajcie w Polsce, rok 2014, perspektyw
na kupno mieszkania BRAK. Zdolność kredytowa? Max 1500 zł. A
jednak co miesiąc do cudzej kieszeni trafia 700 zł z naszego
budżetu + rachunki.
To jak jest? Stać nas na kredyt czy
nie? Bank mówi, że nie, historia pokazuje coś zupełnie innego.
Styczeń 2013 - wielka radość z
pierwszego wynajętego mieszkania, lokalizacja – centrum
(okropieństwo – zero drzew, ani grama trawy naprzeciwko stara
kamienica z której sypie się tynk, wszędzie pełno alkonów, za
oknem wojny pijaków, co 2 dni interwencja straży i policji) – na
ogłoszeniu brzmiało to lepiej. No nic, umowa podpisana więc już
po ptokach. Opóźnienie z zapłatą czynszu? W ciągu 15 miesięcy 3
razy, zapłata przed terminem 6 razy. Sms od właściciela mieszkania
? Ok 200 :/ Stan techniczny? Tragedia! Wszystko się psuje i rozpada,
a kuchenka i lodówka są w moim wieku – jak nie starsze.
Termin płatności – do 1 każdego
miesiąca, sms od właściciela ? Średnio 3 - 25,27,28 każdego
miesiąca. Tak dla przypomnienia.
Roczne rozliczenie za prąd – 400 zł,
za wodę 840 zł! Bez wglądu w samo rozliczenie – kwoty 'na gębę'.
Po głębszej analizie i postawieniu warunku – będzie rozliczenie
na papierze będą pieniądze – kwota magicznym sposobem zmniejsza
się o 240 zł, a wglądu w papiery nadal brak.
Wynajmujący mówi, że najemca jest
złym człowiekiem, że niszczy, nie płaci na czas, olewa, nie
oddzwania.. a co myśli najemca? Że wynajmujący jest zwykłym
oszustem.
Jakiś czas temu czytałam cykl
artykułów dotyczących wynajmowanych mieszkań i złapałam się
za głowę. Bo zamiast owocnej dla obu stron współpracy pojawiają
się wieczne zarzuty - wynajmujący najemcy i odwrotnie.
Przejrzystość umów jest raczej słaba, a kwestie finansowe są jak
puzzle, których sporo brakuje.
Średnio co 3 miesiące pojawia się
pytanie ' Kiedy się Państwo wyprowadzacie?' - Boże!? Naprawdę
jesteśmy tacy straszni? Nie robimy imprez, staramy się płacić na
czas, sami naprawiamy usterki... czego ona jeszcze chce?!
Czy jestem w stanie czuć się tutaj
jak w domu? Nie ma takiej możliwości, nie mogę czuć się jak w
domu mając wrażenie, że ktoś ciągle zagląda mi przez ramię
próbując na siłę wyciągnąć ze mnie ostatni grosz.
50 % tego co mamy przeznaczamy na
wynajem, czynsz i rachunki. Jak tu się odchudzać mając w lodówce
pasztet i serek topiony?! Są dni kiedy nie mogę wyjść z podziwu
że jeszcze nie przytyłam, bo co człowiekowi z dobrych chęci skoro
sytuacja niespecjalnie pomaga je realizować?
Czas zmienić mieszkanie, wynajmujący
otrzymuje informację że do końca marca opuścimy lokal. I znów
pojawiają się pytania: „ Kiedy się Państwo wyprowadzicie?”, „
Kiedy się rozliczymy?”, „ Kiedy zdacie klucze?”, „ Macie to
odmalować”.. i tak bez końca. W mojej głowie rodzi się
pytanie.. Czy ona naprawdę nie wie kiedy kończy się marzec?! Ja
wiem, chociaż jestem o jakieś 25 lat młodsza, więc chyba nie jest
to żadną wielką filozofią.
Kwestia odmalowania – bardzo
zastanawiająca, już przy przeprowadzce wszyscy, którzy pomagali mi
przewieźć- przenieść graty zwrócili uwagę na obrzydliwie
pociapaną kuchnię. Czy odmaluję? Ani mi się śni, na ścianach i
sufitach jest 10 warstw farby która zwinie się i pod wałkiem i pod
pędzlem, przy każdej próbie kolejnego zamalowania. Czy nie jest
przypadkiem tak, że mieszkania wynajmowane z kaucją mają jakiś
fundusz na naprawy? Kaucja do nas nie wróci, to wiem na pewno nawet
nie muszę pytać, zatem pędzla do ręki nie wezmę!
I ciągle się zastawiam, czy to był
wielki pech? Czy w tym kraju, w którym na starcie należy zapomnieć
o pomocy Państwa, nie można nawet liczyć na uczciwość 2
człowieka? A może wszyscy najemcy mają takie problemy? I będę
musiała się tak męczyć przez następne nie wiadomo ile lat z
każdym kolejnym wynajmującym?
Zmiana mieszkania jest w toku, luksusów
nie ma ale jest przytulnie i kilka drzew za oknem – sukces! Ale
siedzę i myślę, czy tam będę czuła się jak w domu? A może
ktoś znów będzie mi zaglądał przez ramię? Czy zrozumie, że
jestem tylko człowiekiem i czasami nie będę w stanie zapłacić
czynszu na czas? .. Mam 25 lat i coraz częściej myślę, że może
lepiej byłoby wrócić do rodziców.. Bo chociaż nie mają dużo,
to wiem że tam nikt nie będzie do mnie wydzwaniał jeżeli spóźnimy
się o kilka dni z czynszem, nikt nie będzie męczył smsami, jeżeli
zajdzie potrzeba remontu nie będzie to malowanie na ostatnią
chwilę, a w lodówce obok pasztetu i sera topionego zawsze będzie
kilka warzyw, twarożek, mleko i garnek zupy.
Ciekawa jestem czy wśród
zaglądających tutaj osób, są takie które wynajmują mieszkania?
Bo nie wiem, czy to ja mam pecha czy powinnam się takich utrudnień
spodziewać w każdym kolejnym lokalu?
Wszystko zależy od wynajmującego. Oni też niekiedy mają historie z najemcami. W naszym poprzednim mieszkaniu, jeszcze przed nami mieszkał jakiś koleś, który wszystko niszczył i mieszkanie było do remontu, ale dogadaliśmy się z babką, zrobiliśmy to mieszkanie, a jej przedstawiliśmy potem faktury i rachunki, to jej przez dwa miesiące nie musieliśmy czynszu płacić. Ale przy wyprowadzaniu się już nas trochę popędzała, bo chciała przeprowadzić gruntowny remont, chociaż i tak zdecydowaliśmy się na wyprowadzkę miesiąc wcześniej. Potem z wielkim zdziwieniem stwierdziła, że mieliśmy się wyprowadzić do końca sierpnia, a nas już w połowie nie było i ona teraz nie ma czasu, a się trzeba rozliczać. Na szczęście sprawnie poszło. I tak stwierdziła, że zostawiliśmy jej mieszkanie w lepszym stanie jak ona na wynajęła.
OdpowiedzUsuńTeraz wynajmujemy od znajomego i jest lepiej, ponieważ spisaliśmy z nim umowę, w której wyszczególnione zostały wszelkie zniszczenia, więc jeśli będziemy chcieli je naprawić, to kasa za to zostanie nam zwrócona. Oczywiście jak coś sami zniszczymy to wiadomo... lepiej nie niszczyć ;]
Wolałabym mieszkać w bloku na skraju miasta, niż w kamienicy w centrum. Zwyczajną, młodą osobę, stać zazwyczaj na wynajęcie obrzydliwej, rozsypującej się klitki w zniszczonej kamienicy rojącej się od meneli. Co do stosunków: właściciel kontra wynajmujący. Są dwie strony medalu. Ty podejdziesz do kogoś uczciwie, będziesz w porządku, a ktoś wynajmujący będzie miał doświadczenia z ludźmi, którzy nie płacili i nie dało się ich wyrzucić. I zachodzi rozbieżność. Straszne jest to, że właściciel nie może tak po prostu wyrzucić wynajmujących - nawet jeśli skończy się umowa. Jeżeli usunie z mieszkania rzeczy nieuczciwych najemców i zmieni zamki, to tamci mają prawo oskarżyć go o wtargnięcie, napad, etc. etc. Można nabawić się naprawdę solidnych kłopotów. Znam sporo pozytywnych historii, gdzie rodziny od lat wynajmują jakieś mieszkanie, dbają o nie, właściciel jest w porządku. Znam przypadki, gdzie osoby wynajmujące po prostu znajdywały sobie coś innego, jeżeli właściciel był burakiem. Znam też człowieka, który wynajął mieszkanie porządnie wyglądającej rodzinie. Tamci nie płacili, demolowali, niszczyli. Już od ponad roku chodzi po sądach (a tamci mieszkają u niego i nie płacą) i nie może sobie z patologią dać rady. Mam nadzieję, że w nowym miejscu będziesz zdecydowanie szczęśliwsza:). Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńBardzo zaciekawił mnie Twój post ;)
OdpowiedzUsuńMyślę, że masz pecha... My też wynajmujemy (i też w samym centrum, co wprost uwielbiam!) i na szczęście właścicielka jest raczej bezproblemowa (obym tylko nie chwaliła przedwcześnie jak w tych wszystkich ludowych mądrościach!;)). W poprzednim mieszkaniu też było ok, choć muszę przyznać, że raz oglądaliśmy mieszkanie u wyjątkowo wścibskiej i męczącej pani... Dobrze mieć czasem okazję porozmawiać z poprzednimi lokatorami zanim podpisze się umowę. Oczywiście nie zawsze jest szansa, ale my kilka razy oglądaliśmy mieszkanie bez właściciela - tylko w obecności lokatorów.
OdpowiedzUsuńPech jak nic.
OdpowiedzUsuńhttp://zsp.net.pl/agencja-pracy-full-job-lamie-podstawowe-prawa-pracownikow-publikujac-ich-dane-osobowe
Iduś moje pierwsze wynajęte mieszkanie miało w umowie zapisany całkowity stan mieszkania wraz z wyposażeniem z naciskiem na nowe okna plastikowe i kabinę prysznicową jakbym miała co najmniej zabrać babie te rzeczy przy wyprowadzce. Mało tego kasę dostała za pół roku z góry rachunki miała opłacane co miesiąc i zawożone do domu żeby nie było nieprzewidzianych jej wizyt u nas(spodziewałam się wtedy dziecka) co i tak nas przed tym nie uchroniło. Pamiętam jak dziś połowę upalnego czerwca 2003 r. szykowaliśmy mieszkanie na przybycie córki. W trakcie przestawiania mebli w mieszkaniu przenosiliśmy łóżeczko z pokoju na przedpokój żeby nam było wygodniej przestawić meble i ustawić tak żeby było wygodnie przy niemowlaku. Kiedy stawialiśmy łóżeczko w przedpokoju dostałam drzwiami wejściowymi. Od kogo? od pani właścicielki która za pomocą swojego drugiego klucza postanowiła pokazać swojej koleżance mieszkanie które nam wynajęła(nam powiedziała że dostaniemy jeden klucz ponieważ drugi został zgubiony przez jej syna). Nie umówiła się z nami na taką wizytę nie zapytała czy nam to przeszkadzać nie będzie po prostu weszła z obcą babą. To był raz w czasie gdy byliśmy w domu. Zastanawiałam się ile razy tak sobie wchodziła jak nas nie było. Na szczęście dwa miesiące później się wyprowadziliśmy. Pani właścicielka przyjechała 2 tyg przed wyprowadzką nie miała ze sobą umowy (ja miałam ją cały czas pod ręką) przyjechała po to żeby wydębić od nas 500 zł za przed terminowe rozwiązanie umowy. Jak jej pokazałam umowę i datę końca naszej umowy mało nie spłonęła żywcem ze złości i wstydu. Nasza umowa obowiązywała przez dokładnie 6 mieś ani dnia dłużej bo taki zapis przygotowała sama właścicielka.Ostatniego dnia warowała pod drzwiami kamienicy od 8 rano w oczekiwaniu na zdanie kluczy i to nie sama tylko ze świadkiem który w razie czego miał wystąpić przeciwko nam o zniszczenia i bałagan. Ja też miałam świadka (sąsiada policjanta). Koniec tej umowy był dla nas zbawienny a pani była wściekła że nic więcej od nas nie wyszarpała. Jak to mówią " To co dajesz wraca do ciebie ze zdwojoną siłą" następny lokator zadłużył mieszkanie,zalał i doprowadził do spalenia się instalacji elektrycznej. Głowa do góry będzie dobrze
OdpowiedzUsuńJa wynajmuje pokój za 600zł. Z tego co się orientuje to, to jest mało, choć warunki są dość przeciętne. Ubolewam nad tym, bo nie dość że media katują mnie informacjami, że po studiach pracy nie znajdę, to w dodatku jeśli nie wygram w lottka nigdy nie będę miała własnego mieszkania. Chyba, że zdecyduje się mieszkać w małym miasteczku. Smutna wizja. Zapraszam na blog o odchudzaniu mojej znajomej: srodkiodchudzajace.com.pl
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńtaka już jest nasza szara polska rzeczywistość. Wszystko po znajomościach albo po niebywałym szczęściu i przypadku. Czasem myślę, że może lepiej byloby się wyprowadzić za granicę....Tak jak to robią inni. Ogółem ciekawy blog, może będę tutaj zaglądać częściej?
Zapraszam Cię tymczasem do siebie. Komentujęi oceniam produkty ze sklepów....i nie tylko.
Blog ogólnie o żywności. Warto się dowiedzieć. Będzie mi miło jeśli wpadniesz i zostawisz coś po sobie...
sprawdzprodukt.blogspot.com
Ja wynajmuje od 7 lat mieszkania w Krakowie i nigdy nie mialam takiego problemu z wlascicielem. Moze mialam szczescie? Juz niedlugo sie przeprowadzamy na swoje, więc juz wogole nie bedzie problemu. Zalecalabym zmiane kolorow bloga bo ciezko sie czyta na zielonym tle.
OdpowiedzUsuńWynajmowanie nie jest takie kolorowe jak niektórym może się wydawać. Wynajmuje mieszkanie w Gdyni i płace 1800 płus rachunki. Latem wychodzi to 300zł, zimą nawet 900 ze względu na ogrzewanie gazowe. Mam swoje mieszkanie na mazurach, które wynajmuje i raz niestety lokatorzy zadłużyli mi mieszkanie na 5tyś, a wynajmowane było bez umowy. Koszt kredytu wychodzi tyle samo co wynajem mieszkania i lepiej je kupić i mieć swoje.
OdpowiedzUsuń